wtorek, 3 maja 2011

Mały widełkowy (kocyk)

Baaardzo fajnie mi sie go robilo.Luty,a wiec w pracy cisza,spokoj,nie ma prawie nikogo.
Kolory dobralam super (czego na zdjeciach absolutnie nie widac,nie wiem w ogole skad te roze skoro nitka dodana do niebieskiego jest zolta...).
Podkrecalam swoj entuzjazm do zmudnego widelkowania nowoscia techniczna,tj. zroznicowaniem szerokosci paskow (waski,sredni,szeroki,sredni,waski,itd.).Tego tez raczej nie widac.
Wszystko cudownie.
Tyle,ze..... wciaz nie rozumiem dlaczego on mi taki maly wyszedl!!! Tzn.tak na chlopski rozum wiem przeciez,ze po prostu zle wyliczylam dlugosc paskow,jak dzis pamietam,150 powinno wystarczyc,pomyslalam sobie,bedzie akuracik,a i szybciej sie bedzie robilo,najwyzej dodam pare wiecej w dlugosci.No niech mnie tak szlag i male szlaczki.Male to-to wyszlo,ze nawet Kubusia nie przykrywa.Jak tylko zdalam sobie z tego sprawe,to tyle ile mialam zrobione zakonczylam,obrobilam brzeg najprosciej jak sie dalo i odlozylam gdzies daleko,coby moje oczy nie widzialy.Trzeba jeszcze uprac i rozwiesic,ale ciezko mi sie zabrac,bo tylko sie denerwuje patrzac na to-to-cos.
Dobrze,ze 30 kwietnia urodzil sie nam w rodzinie Mateuszek.Bedzie akuracik dla malego szkraba:)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz